Estonia została zdobyta !
Popłynęliśmy do Kurressare (marina Roomassaare Sadam) w okolicach majówki 2015 roku. W ciągu 11 dni zrobiliśmy 653 Mm, zwiedziliśmy 3 kraje i wróciliśmy do Polski.

Wypływamy z Twierdzy Wisłoujście
– nikomu nie polecam tej mariny – zaplecza brak łącznie z wodą!!. Udajemy się na Hel – żeby zatankować wodę, po godzinnym postoju (można stać 3 godziny – trzeba zgłosić przez radio wcześniej, że wbijacie tylko na chwilkę – bo gość z obsługi będzie się wkurzać :P) i lecimy na Ventspils (Windawa). Po drodze burza, pioruny i wesołe śpiewy w kokpicie, bo nic więcej nie dało się zrobić – a otuchy trzeba sobie jednak jakoś dodać 🙂
W Windawie
w Windawie jest pod kątem cumowania – niespecjalnie – tutaj zastaje nas przebudowa mariny i brak czegokolwiek 😛 Samo miasto bardzo ładne, ceny niskie, dobre piwo i pomocni ludzie. 5 min od mariny rozległa i szeroka, piaszczysta plaża. Język do dogadania raczej rosyjski niż angielski.
Po dokręcaniu miski olejowej, z której trochę ciekło, został nam klucz nakładkowy, którego zapomnieliśmy oddać. Czeka na następny rejs, żeby trafić do swojego garażu – adresu niestety nie udało się ustalić.
W Ventsplisie – pusto – marina zamknięta i remontowana – nie było pryszniców. Woda i prąd ok.

Nieopodal Windawy, zaraz za winklem, zaczyna się zatoka Ryska, gdzie płyniemy na północ, na wyspę Saarema, do Rommassaare Sadam. Na podejściu płytko od 3-5m, płynie się po kardynałkach na boje bezpiecznej wody i stamtąd prosto na główki portu, które dobrze widać. W porcie Y bomy.

Romassaare…
Dobre obyczaje nie giną. Zaraz po wpłynięciu , bosman poleciał podnieść Polską banderę. Jest piorunująca różnica w podejściu do klienta, kiedy np. porównamy sobie do tego obsługę z portu Hel – gdzie z łaską facet jedzie przez pół portu na rowerku i jeszcze ma pretensje ,że się musiał ruszyć… 😛
Opłaty w Estonii były wręcz śmieszne – gdzie 20 euro kosztowały nas: postój, prąd, woda, prysznice, wi-fi i sauna! Sauna powinna być w każdym porcie.
W samej marinie, obok bosmanatu – knajpa z bardzo sympatyczną obsługą. Miasto ładne i na każdą kieszeń. Mało tego, kiedy chcieliśmy zatankować paliwo, żeby było na zapas ( lepiej mieć zapas niż nie mieć ) – bosman po prostu pożyczył nam auto – mówiąc: ” tutaj masz światła, tu dowód, stacja 3 km po lewej stronie, weźcie sobie kanistry”.
Później w stronę Gotlandii…
Później ruszyliśmy do Szwecji na Gotlandie… w Herrviku – jakkolwiek urokliwe miejsce, gdzie przy porcie mają cmentarz 50-letnie autka, obok drogi są strefy roślinności chronionej, porośnięte niewiadomoczym, też wszystko zamknięte na cztery spusty, więc poza sezonem – nie ma co myśleć o prysznicach.

Z Herrviku skaczemy do Ronehamn. Podejście po bokach skaliste i płytkie ale empirycznie nie sprawdzaliśmy 😛 Zwiewamy tu, przed rozbudowującym sie sztormem. W czasie drogi do tego portu, kończy nam się też gaz. W Szwecji szczerze odradzam zakupu butli. Za naszą, z reduktorem i przejściówką – zapłaciliśmy 104 euro ! (mała butla z gazem). Od Rybaka, stojącego za nami, kupujemy za polskie piwo – siatkę dorszy (rzecz nie do pomyślenia we Władysławowie – sami spróbujcie !)
Powrót w siódemkowych wiatrach z SW trochę się nam przeciągnął, ale wszyscy zresetowani i zadowoleni:)

Docelowo mieliśmy płynąć na s/y Wołodyjowski, niestety armator nie zdążył z remontem jednostki ( a o czarterze wiedział od listopada 2014 roku…!) i dostałem w zamian s/y Bystrze. Też fajny ale nie ma to jak Jotka!
I jeszcze jedno – silnik na jachcie jest po to – żeby działał. Po to wymyślono silniki. Silnik, na którym nie możemy polegać – to nie jest silnik tylko dziadostwo.
Słowo na zakończenie.
Napis, który jest u podnóży Twierdzy, głoszący wszem i wobec wszystkim jednostkom wpływającym do Portu Gdańsk – że tu znajduje się siedziba Polskiego Klubu Morskiego – niestety nie robi odpowiedniego wrażenia. Bez pieniążków i ludzi, którzy sie tym zajmą – tworzy przykry widok.
Jedyne słowa z Twierdzy Wisłoujście, które zapamiętała cała załoga z tego portu – dotyczyły otwarcia bramy – żeby bliżej było do dybania z wózkiem i zaprowiantowaniem.
Otóż nie da się – bo się nie da. Kropka. 😛
I jak tu nie tęsknić za Estonią ?