Grecja 2017 – relacja z rejsu
13.10-22.10 Grecja 2017 – Ostatni Bastion Romantyzmu
Jachty s/y Penelope K, s/y Alexandra
Trasa: Ateny Kalamaki – Egina– Poros – PortoCheli – Serifos – Kythnos – Kea – Ateny Kalamaki
241,2 Mm /81h
fot. Sławek, na wyspie Poros
Nasza podróż rozpoczęła się już 12.10 rano w Krakowie. Ze względu na brak dobrego połączenia transportem publicznym z Modlinem, wypożyczonymi autami udaliśmy się na lotnisko. Tam zapakowaliśmy się w samolot do Aten. Po opuszczeniu samolotu i odebraniu bagaży sprint na przystanek autobusowy. Czas operacyjny – 8 minut. Wszyscy zdążyliśmy, ale cały ten pośpiech okazał się bez sensu- bilety autobusowe (linia X96) okazały się dość drogie, przy większej liczbie osób korzystniej było wybrać taksówki – nauczka na przyszłość. Plus jest taki że udało się w komplecie opuścić lotnisko…
fot. Hotel Miramare przy trasie autobusu X96 (lotnisko – marina kalamaki)
Grecja 2017 – relacja z rejsu
Pierwszą noc (obóz aklimatyzacyjny!) spędziliśmy w hotelu Miramare, a raczej w knajpie pod hotelem – początek rejsu całkiem dobry. Miejscówka wyjątkowo dobra pod kątem dojazdu. Hotel znajduję się mniej więcej w połowie drogi między lotniskiem a mariną Kalamaki, z przystanku jest blisko i jest gdzie zjeść nawet w środku nocy. Na drugi dzień część ekipy udała się eksplorować Ateny, a część prosto do Mariny Kalamaki po odbiór jachtów.
fot. Knajpa pod hotelem Miramare.
Zaprowiantowanie poszło szybko i sprawnie, zrobione w Lidlu, (ok 1,5km od mariny – w Carrefourze przy marinie nadal można kupić tylko wodę:P ).
Załodze udało się nawet w rozsądnej cenie kupić gitarę (55eurosów) na mieście!
Rano przeprowadzamy podstawowe szkolenie z obsługi jachtu, niezbędne odprawy bezpieczeństwa i opuszczamy marinę Kalamaki. Wyruszamy w kierunku Eginy. Po około 3 godzinach zapadła decyzja o rzuceniu kotwicy i pływaniu w morzu. Temeperatura zdecydowanie powyżej 25C, obłędny kolor wody i turystyczny wiatr – to dobry początek czilowego rejsu. Po dwóch godzinach postoju kontynuujemy podróż w stronę Eginy.
fot. Zrzut ekranu Navionics – trasa, dzień 1: Ateny – Aegina
Nasze przypuszczenia się sprawdzają. O godzinie 1630 w porcie dawno nie ma już miejsc. Wybieramy na zewnątrz miejsce na kotwicowisku i zatrzymujemy się tam na noc. Wiatr jest przyjemny i spokojny (w sam raz na chłodzenie twarzy w greckim upale) zafalowanie znikome, wino dobrze schłodzone – jednym słowem sielanka! Ale nie u wszystkich.
W pewnym momencie do zatoki wjeżdża jacht – tak zgadza się: wjeżdża jak by mu się manetka zepsuła w pozycji cała naprzód. I tak sobie wjeżdża na pełnej prędkości, slalomem miedzy zakotwiczonymi jachtami i z pełnym impetem ładuje się na mieliznę – mielizna nr 1. Brzmi niewiarygodnie? To jeszcze nie koniec. Po upływie pół godziny udaje im się wydostać, i ku naszemu zaskoczeniu, sternik tego właśnie jachtu, z minimalną prędkością manewrową (tzn. w jego wykonaniu całą naprzód) robi pętlę dookoła zakotwiczonych jachtów i pakuje się na mieliznę po drugiej stronie zatoki – (mielizna nr 2) Znowu robi to z takim impetem że wszyscy usłyszeliśmy jak zadzwonił mu cały takielunek. Serio, każda szekla i każda śrubka. Trochę zaczynamy się denerwować. Gość jest ewidentnie nieprzewidywalny, i znajduje się dość blisko.
fot. Zrzut z Navionics – arena wyczynów żeglarza X i mielizny które zaliczył.
Po zmroku, i po upływie dłuższego czasu, kilku wykonanych na kilu piruetach, stawianiu, opuszczaniu żagli, krzykach i innych takich dobiegających z tegoż dziwnego jachtu, udało im się wydostać. Jak się domyślacie na pełnej prędkości tylko tym razem jako dodatek pod pełnymi żaglami. Bardzo cieszyliśmy się widząc ich oddalające się światło rufowe. Jakoś tak bezpieczniej się zrobiło w zatoce.
Jako ciekawostka- mielizna nr 2 nie jest tak naprawdę zwykłą mielizną. Jest to kawałek starożytnego muru w kształcie półkola który w niektórych miejscach znajduje się niecały metr pod powierzchnią wody. Ciężko powiedzieć czy to jeden z żeglarskich bałwanów – czy może pijany albo naćpany człowiek – bo tego nie wiemy. Jednakże informacje o murach znajdują się w Greek Water Pilots, widać je na mapie, widać na Navionicsie, widać na chart-plotterze i widać że nikt w tamtej części nie kotwiczył. Mało info, co nie ?
Wystarczyło sprawdzić!
Pozostała część nocy przebiega spokojnie. Większość osób wyrusza pontonami na podbój wyspy, część trzyma wachty kotwiczne. Podejmujemy decyzję o opuszczeniu kotwicowiska o świcie.
fot. zrzut z Navionics – trasa Egina – Poros
Naszym kolejnym celem jest wyspa Poros. Tak jak w przypadku Eginy bardzo zatłoczone. Całe szczęście szybko pokonujemy zawrotną odległość między wyspami i o godzinie 1135 parkujemy bezpiecznie przy kei miejskiej.
fot. M.Kurowski, Poros o zachodzie
Prąd i woda jest. Dziękuję tak stoimy 🙂
Miłą niespodzianką okazuje się pobliska knajpa. Już mieliśmy kończyć imprezę gdy okazało się że Malibu dopiero zaczyna. Potwierdza się informacja, że całkiem niechcący zaparkowaliśmy w idealnym miejscu. Tańce na ulicy, przy samym jachcie, czyli prawdziwy urok greckich wakacji 😉 Obie załogi świetnie bawiły się do samego rana.
fot. zrzut z Navionics, Poros – PortoCheli
Kolejnym kierunkiem jest Porto Heli. Wyruszamy i przy turystycznym wietrze 2-3Bft N kontynuujemy nasz rejs. Po drodze mamy okazję obserwować akcję gaśniczą pożaru na wyspie Dokos.Samoloty jeden za drugim pobierające wodę z morza to całkiem ciekawy widok. Oczywiście przytoczona zostaje historia nurka zaczerpniętego z jeziora przez samolot gaśniczy 😉
fot. pożary w Grecji czyli dzień jak co dzień;na pierwszym planie s/y Alexandra
Grecja 2017 – relacja z rejsu
Około godziny 1920 cumujemy w Porto Heli. ZRZUT EKRANU, ZDJĘCIA
Zatoka jest bardzo fajna. Dobrze osłonięta, brak zafalowania, dużo miejsca przy kei, a w razie potrzeby sporo miejsca na kotwiczenie. Oczywiście muringów nie ma, prądu też niestety nie, ale za to woda przyjeżdża do nas cysterną. Za postój płacimy około 5 euro, drugie tyle za wodę (za to kochamy Grecję!) Sklep jest całkiem blisko więc uzupełnione zostają zapasy soku z gumijagód.
Blisko nabrzeża nie znaleźliśmy nic co zmobilizowało by załogi do wycieczek lądowych, więc wyruszamy do pobliskiej zatoki stanąć na kotwicy, zjeść obiad w ładniejszej scenerii i oczywiście pomoczyć się trochę w słonej wodzie.
fot. K. Babiuch, greckie syrenki 🙂
Po odpowiedniej dawce obiadu, czilu, słonej wody opuszczamy zatokę. Bez pośpiechu, ale zgodnie z planem kierujemy się w stronę archipelagu Cyklady. Kierunek Serifos.
fot. Zrzut z Navionics, trasa PortoCheli – Serifos
19h żeglugi, wiatr w dziób, fala w dziób, ale humory dopisują. Jak słusznie zostało zapisane w dzienniku jachtowym -„dmuchamy morze śródziemne”.
fot. Kapitan Wieliczka ułaskawiający wiatr, trasa PortoCheli – Serfifos.
W nocy siła wiatru jest dość zmienna, raz refujemy więcej, raz refujemy mniej. Około godziny rano 1100 oba jachty bezpiecznie dopływają do portu Livadi na wyspie Serifos. Dziękuję tak stoimy, znowu się udało 😉
fot. M.Borkowska, Załogi. Tak Było !
Basen portowy jest dość mały, ale pusty. W przeciwieństwie do portów w zatoce Sarońskiej – zupełnie nie ma tu tłoku. Parkujemy longside i podłączamy się do wody i prądu.
fot. M.Borkowska, basen(ik) portowy, Serifos, Livkadia
Załoga za niewielkie pieniądze wypożycza skutery i wyrusza na podbój wyspy.
fot. K. Babiuch, port Livkadia na wyspie Serifos, z wycieczki skuterowej 😛
Grecja 2017 – relacja z rejsu
Przed wejściem do Livkadii, mijamy urokliwą zatokę, o równie wdzięcznej nazwie : Koutalas. Niestety rozkład zajęć nie pozwala nam tam zawinąć 🙁
fot. Marcin, tajemnicza zatoka Koutalas 😛
Rano uzupełniamy prowiant, oddajemy skutery do wypożyczalni i wypływamy w stronę Kythnos.
Przelot na Kythnos zajmuje nam trochę ponad 7h. Znowu ciepło, łagodnie i przyjemnie Wiatru trochę za mało, ale nie wybrzydzamy .
fot. Zrzut z Navionics, trasa Serifos – Kythnos
Na miejscu, w basenie portowym jest niestety dość tłoczno. Alexandra dokleja się burtą do poznanej wcześniej holenderskiej załogi, PenelopeK do Alexandry. To oznacza, że stoimy w 3 i 4 rzędzie od kei – holendrom też nie udało się załapać na miejsce bezpośrednio przy pirsie.
fot. Kapitany – M.Borkowska i M.Kurowski 'Ciosacz’
Całe szczęście cumy prądowe są wystarczająco długie aby sięgnąć do słupków, więc ogarniamy się i zrzucamy pontony na wodę – załogi jadą odszukać gorące źródła (Nic szczególnego – kałuża po kolana z wodą cieplejszą niż w morzu).
fot. Sławek, gorące źródła na Kythnos
Wieczorne szantowanie urozmaicają nam dwaj Norwegowie, porwani ze swojego jachtu przez naszych drugich oficerów – dziewczyny świetnie dbały o to by niczego nie zabrakło – w tym dobrej muzyki! Panowie dosiadają się do nas ze swoją harmonijką i akordiną. Wieczór mija koncertowo a rano wypływamy na wyspę Kea.
fot. Zrzut z Navionics, trasa Kythnos – Kea
Po drodze, korzystając z braku zafalowania oraz innych jednostek w pobliżu, stajemy na 30 min w dryf longside – jest czas na zabawę 😛
fot. K.Babiuch, Longside przed Kea
Zatoka do której się udajemy jest dobrze osłonięta i bardzo duża. Jest sporo miejsca przy kei miejskiej, a dodatkowo dużo miejsc korzystnych do kotwiczenia. Rzucamy z dziobu kotwicę, a przy kei cumy odbiera od nas uprzejmy grecki restaurator do którego później udajemy się na kolację. Muringów oczywiście brak, ale za to mamy prąd i wodę. Warto zwrócić uwagę gdzie parkujemy –pomimo tego że wpływające tu promy nie robią większego zafalowania jest tu taka jedna szara rura, z której prosto do morza wypływają ścieki. Polecamy parkowanie kawałek dalej.
fot. P.Czyszczoń, port i zatoka na wyspie Kea. Promy nie robią dużego zafalowania
o godzinie 0615 podnosimy kotwicę i wyruszamy w stronę Aten. Niestety wiatr nas nie rozpieszcza i grzejemy na dieslu. Pomimo tego, że to już droga powrotna, w załogach humory nadal dopisują. O godzinie 1340 logujemy się w marinie Kalamaki.
fot. Zrzut z Navionics, trasa Kea – Ateny
To by było na tyle jeżeli chodzi o nasze żeglowanie. Znowu się udało!
Grecja 2017 – relacja z rejsu
M.Borkowska&M.Kurowski