Trzymajcie się wiatru i żagli! Wbijajcie na morze! Pozdro!

Orki z Majorki 2019

Rejs Orki z Majorki 2019 odbył się w terminie 12-19 października 2019, na dwóch jachtach: Bavaria 46 i 49.  Trasa Palma de MallorcaSant JordiCabreraCala d’Or Marina – Punta de sa Llova – Palma de Mallorca. Przebyliśmy 116,5Mm/40h .

fot. Załogi dwóch jachtów w różnych aranżacjach 🙂

Rejs miał być chilloutowy – i był chyba najbardziej chilloutowym rejsem – ze wszystkich naszych wypadów od 2013 roku . Założenia były proste – dużo odpoczywamy – mało oramy. Poza tym, w drodze na świat jest mała żeglarka –  stąd nie odpuściliśmy pływania – ale spuściliśmy trochę z tonu na rzecz większego relaksu. Wbijajcie na relację !

Piątek 11.10.2019

Przyjazd i zaokrętowanie.

Do Palma De Mallorca lecieliśmy  w różnych składach i w różnych godzinach. Zlatywaliśmy się na miejsce od piątku do soboty w nocy. My (Cios i Magda) pojechaliśmy ze Świnkowa do Berlina – auto zostawiliśmy na parkingu MCParking (wcześniejsza rezerwacja – MCParking P2 – za tydzień 70 eurasów). Z parkingu regularnie kursują darmowe 'busy parkingowe’ – należy mieć ze sobą potwierdzenie rezerwacji.

Na Majorkę dotarliśmy zaraz po zmroku. Na miejscu skorzystaliśmy z wynajętego samochodu z firmy Wiber. Siedziba i parking firmy jest poza terminalem (ok 10 min jazdy).  Jednakże łatwo się tam dostać – z lotniska zabiera nas tam darmowy bus wibera ( kolor zielony, jeżdżą co 5-10 minut) po okazaniu rezerwacji samochodu w pliku pdf. Bardzo sprawna organizacja pracy a ceny prawie o połowę niższe niż w wypożyczalniach lotniskowych. Za dobę wynajmu auta (Ford Focus Hatchback 2019r.) zapłaciliśmy  72PLN.

fot. Katedra w Palma de Mallorca

Zalogowaliśmy się w hostelu Pura Vida , w centrum Palmy. Było wi-fi, zamykane na klucz szafki oraz śniadanie a wszystko w hostelowej cenie. Dobra lokalizacja i blisko z buta do mariny La Lalonja.

Sobota 12.10.2019

Ogarnięcie jachtów

Odbieranie jachtów zaczęło się 4 godziny WCZEŚNIEJ niż przewidywała umowa czarteru czyli około południa (czarterownia przez nas sprawdzona i solidna: Latitud Cero; można bez problemu dogadać się w języku Polskim, Angielskim i Hiszpańskim – to już nasz 3 raz z Latitudem 🙂 )

Wypłynięcie, ze względu na wybory parlamentarne, zaplanowane zostało na niedzielę rano ( gdy odbieramy jacht w sobotę po południu – zazwyczaj ruszamy na drugi dzień rano – szkolenia i zaprowiantowania też zajmują czas a przecież robimy to dla przyjemności ).

fot. 2 pirs w marinie La Lonja – skąd zaczynamy naszą leniwą włóczęgę.

Do wieczora zrobiliśmy przeszkolenie i zaprowiantowanie naszych bolidów a później lepiej się poznaliśmy:)

Niedziela 13.10.2019

Głosowanie i wypłynięcie. Kurs na Colonia de Sant Jordi

Żeby zagłosować – wystarczyło zarejestrować się w wybranym okręgu przez stronę MSZ – co zajmowało kilka minut – należało to zrobić najpóźniej do 8 października. Bez wychodzenia z domu. Bez problemu.

fot. Pierwsza część ekipy po głosowaniu – jak sam nie zdecydujesz – to inni zdecydują za Ciebie!

Znacie nasze podejście do tematów politycznych na jachcie (NIE I KONIEC). Ale głosowanie traktujemy jak najbardziej poważnie.

Po porannym głosowaniu, śniadaniu, klarze i wciągnięciu pod lewy saling polskiej bandery, o godzinie 1100 uruchomiliśmy kataryny i oddaliśmy cumy, kierując się na południowy-wschód Majorki. Naszym celem jest zatoka na SE przy miasteczku Colonia de Sant Jordi.

zatoka caolonia de sant jordi
fot. Zatoka przy miasteczku Colonia de Sant Jordi. Czysta woda, piaszczyste dno.

Dno w zatoce jest piaszczyste, kotwica ładnie trzyma. Stoi tutaj wiele jachtów. Porcik ma niewielką głębokość, ale do stacji benzynowej można by podjechać (w razie konieczności z zanurzeniem do 2,5m). Widać dno jak na dłoni niezależnie czy głębokość wynosi 3 czy 8 metrów. Ryby pojawiają się natychmiast po wrzuceniu do wody choćby okruszków. Za drobnicą pojawiają się barakudy. Niestety oficjalnie nie wolno tutaj łowić 🙂

Aplikacja DONIA

Do pływania po okolicach Majorki bardzo przydatna jest aplikacja ’Donia’ – dostępna za darmo. Na aplikacji zaznaczone są na zielono obszary chronione związane z rezerwatem Posidonia – gdzie nie wolno kotwiczyć. Jest wręcz zalecane – aby po zakotwiczeniu – zrobić screena ( w razie kontroli ). Donia to po prostu nakładka na mapy Googla, bardzo proste i praktyczne narzędzie w pływaniu po Balearach, które pokaże nam bardzo dokładnie nasze położenie (wymagany włączony GPS w telefonie/tablecie) i dzięki któremu, możemy uniknąć nieporozumień z miejscowymi służbami.

https://play.google.com/store/apps/details?id=fr.donia.app&hl=en_US
fot. ikona aplikacji Donia w PlayStore.
screen z aplikacji donia
fot. screen z aplikacji Donia, południowo-wschodnia Mallorca, okolice Colònia de Sant Jordi.

Rozkołys jest niewielki, kierunek fali z S i SW. Wieczór upływa przy dźwiękach ukulele i gitary. W międzyczasie pływamy między naszymi jachtami na dinghy i rezerwujemy miejsca na bojach w rezerwacie Cabrera, położonym kilkanaście Mm na południe od naszej zatoki. Należy to zrobić wcześniej – przez internet korzystając ze strony caib.es . Wybieracie tutaj datę, długość jachtu (boje mają swoje kolory – żółte dla długości 12-15m, pomarańczowe 15-20m i czerwone >20m) oraz wpisujecie mnóstwo innych danych ( dobrze mieć przy sobie dokumenty jachtu, daty ubezpieczenia etc).  Biorąc pod uwagę nadchodzące pogorszenie pogody zarezerwowaliśmy postój na dwa dni.  Wystawiamy wachty kotwiczne w sile 1 osoby co 2 godziny, alarmy kotwiczne ustawione na 50-70 metrów i do spania.

Poniedziałek 14.10.2019

Kierunek Cabrera.

Od rana, po pierwszej kawie i śniadaniu, królują kąpiele (woda wokół Majorki w październiku nadal jest bardzo ciepła!), uzupełnianie zapasów, zwiedzanie miasteczka.

 

Youtube: Karmienie rybek pod Colonia de Sant Jordi.

Przed południem wyruszamy w stronę Cabrery.

Robimy kilka kółek i coś jak ósemkę – ścigając się nawzajem. Ok 1640 parkujemy do boi w rezerwacie Cabrera.

Cabrera – w tłumaczeniu Wyspa Kóz. „Straszna, samotna… zasiedlona tylko przez jaszczurki” – tak opisał Cabrerę Henri Ducor, marynarz wzięty do niewoli w Kadyksie, który początkiem maja 1809 r. wraz z kilkoma tysiącami nieszczęśników, wylądował na niewielkiej skalistej wysepce w archipelagu balearskim(…)”.

Obecnie jest to dobre miejsce na złapanie oddechu – stosunkowo z daleka od cywilizacji. Niegdyś wyspa stanowiła więzienie, obecnie jest to ścisły rezerwat przyrody. Jaszczurek jest naprawdę mnóstwo.  Nie wolno tutaj nigdzie rzucać kotwicy a stać na noc można jedynie po wcześniejszej rezerwacji i na bojach.

fot. widok na zatokę Cabrera. Działa stoją przy jedynej na wyspie knajpce. Jest i działa wi-fi.

Boje są serio solidne. Głębokości w zatoce są po ok 20-25 metrów – więc nawet gdyby to było dozwolone – to na kotwicy i tak nie da rady. Oczywiście bliżej brzegu głębokości spadają – ale wciąż nie było by to dobre kotwicowisko.

fot. cumowanie na boi w rezerwacie Cabrera. Duża boja i mniejsza pławka, przy której jest kolucho/kausza.

Po zjedzeniu kolacji przypływa pracownik Parku informując nas, że kolor naszej boi jest czerwony a powinien być pomarańczowy (wyglądała na pomarańczową). Przestawiamy się (cios) do pomarańczowej. Boje są na solidnych linach grubości kilku centymetrów; przy linie, tuż pod dużą boją, jest mniejsza pławka i metalowe kolucho lub duża kausza – zakładamy 2 cumy nabiegowo z dziobu  (w nocy ma się pogorszyć pogoda – to po co się później siłować z wiatrem i falą?)

fot. Jaszczurka z Cabrery

Ważna uwaga: w zatoce Cabrera praktycznie nie ma zasięgu telefonii komórkowej ani internetów. Niewielkim wybawieniem jest knajpka – przy betonowym pirsie – jedynym miejscu gdzie można wylądować dinghym ( na plaży nie wolno). W knajpce jest działające Wi-Fi ( ale bez szału – prognozę sprawdzicie, griby ściągniecie, ale na youtuby nie ma co liczyć). Facet, który tam pracuje, jak nam sam powiedział, siedzi tam cały rok (!). Sangriji nie polecamy – robiona na napoju Fanta. A piwo jak piwo 😛 byle zimne!

Przy knajpce mieszczą się również kwatery pracowników Parku Cabrera. Wieczorami, przed zmrokiem robią obchód po zatoce na dinghym i sprawdzają dane jachtów ( jak podpływają to już zazwyczaj wszystko wiedzą z rezerwacji i przez wczesniejszą obserwację przez lornetkę). Pływają też swoją większą motorówką – dookoła całej wyspy.

 

Wtorek 15.10.2019

Knajpiany dzień

W nocy nadeszła burza i załamanie pogody. Rano przywitały nas silne szkwały.

               

Jeden ze szkwałów wywalił nam dinghola do góry dnem (był za jachtem na cumie). 

Poza tym, że nie dało się wsiąść do dinghola ( no dobra, dało się ale nie było to bezpieczne) nic nadzwyczajnego się nie działo. Dzień był przewidziany na knajpkę i łażenie po wyspie, co uskutecznialiśmy od mniej więcej południa, kiedy wiatr zaczął powoli przygasać. O godzinie 1600 zrobił się w ogóle chill.

 

fot. Cabrera, popołudniowa poprawa pogody

Środa 16.10.2019

W stronę śliskiej kawy

Skoro świt, po pierwszej wypitej kawie, oddajemy cumy, i z prędkością nie przekraczającą 2knt opuszczamy zatokę Cabrera ( szybciej nie wolno).

fot. w drodze do Cala d’Or Marina. Słońce, plaża tylko tuńczyków nie było…

 

Ok godziny po wypłynięciu, na trawersie z prawej burty zaobserwowano wyskakującego z wody miecznika – wtedy też do wody poszły zestawy wędkarskie. Przez 2 godziny niestety nic nie połasiło się na naszego woblera (łapaliśmy już na niego tuńczyki na atlantyku – imitacja 9 cm okonia) a później zrobił się większy ruch jachtów na wodzie i zestaw po prostu zwinęliśmy.

Październik czy nie – z miejscami jest różnie – miejsce w Cala d’Or Marina również zarezerwowaliśmy (przez telefon), bo gdzieś trzeba było dolać wody. Miejsca dla gości są zazwyczaj na samym końcu dłuuuugiej zatoki, która się ciągnie i ciągnie. Navionics trochę ściemnia ( jak zwykle z głębokościami) – na samym końcu stoją naprawdę spore jachty a z zanurzeniem 2,5 można śmiało jechać do samego końca. Parkuje się na jednym muringu.

fot. Cala d’Or Marina – sam koniec długiego kanału. Głębokości spokojnie na 2,5m

Woda 'słodka’ w marinie Cala d’Or jest lekko słona – zarówno pod prysznicem jak i ta przeznaczona do zbiorników. Jak ktoś lubi „śliską” kawę to spoko – my nie przepadamy – więc trzeba było w mieście dokupić kilka baniaków.

Podobnie jak w marinie La Lonja – obowiązuje tutaj segregacja śmieci – co lepiej robić już w trakcie rejsu. Można też oczywiście selekcje robić pod śmietnikami w rękawiczkach – jak kto woli:) Spotkaliśmy tutaj kilka nowiutkich jachtów pod polską banderą – wszystkie należące do Balearic Yacht Club.

Jedno co trzeba przyznać – prysznice naprawdę na wysokim poziomie! Duże, czyste, przestrzenne. W całej Marinie są co najmniej 3 punty sanitarne. Przy prysznicach jest pralnia i suszarnia – czyli jest po żeglarsku. Do korzystania z sanitariatów wydają przy pobieraniu opłaty za jacht – za kaucją karty – ale akurat bramki do toalet nie działały, więc można było śmigać bez. Cios jest zwolennikiem szacowania rozwoju cywilizacyjnego w różnych krajach po wyglądzie toalet – i tutaj (w szkolnej skali 1-6 ) jest mocne 4+. Każdy, kto trochę pływa, potrafi docenić porządny kibelek.

Czwartek 17.10.2019

Meduzie pieszczoty

Ruszyliśmy jeszcze przed południem, po uzupełnieniu najważniejszych zapasów tj. radlerów i wina. Warunki sztos, wiatr 2-3bft, mała i wzrastająca powoli fala. Babcia Bavaria (49) szła po 7,5-9knt.

Zmierzaliśmy okrężną drogą na kolejne kotwicowisko. Na luziku, bez stresiku, bez pośpieszku…

fot. prędko, na spotkanie z meduzami…

 

Stawaliśmy tym razem na NW od Colonia de Sant Jordi. Panował spory rozkołys. Od strony W zatoka nie jest osłonięta – to i nas bujało. Dno piaszczyste z przebijającymi się wychodniami skał i pojedynczymi głazami. Co prawda trzeba było to sprawdzić. Pierwsza okazja nadarzyła się, gdy z jachtu odbijacz wpadł do wody. Cios się rozebrał i wskoczył za odbijaczem.

„jak już byłem w wodzie, wracając z odbijaczem, poprosiłem o okularki i popłynąłem sprawdzić naszą kotwicę. Długo ją zaciągaliśmy, wbita była jak w beton. Po drodze minąłem szerokim łukiem jedną małą meduzę. Główkę miała koloru pomarańczowo-czerwonego, średnica max 10 cm. Krótkie parzydełka. Magda przez radio zawołała, żebym u nich też sprawdził jak już mokry jestem. Było trochę dalej, to zamówiłem od nich dinghola i popłynęliśmy. Ze względu na fale, dinghy wrócił za rufę jachtu a ja popłynąłem wpław dalej, cały czas wszystko obserwując pod wodą, za łańcuchem. Jedna fala – czysto, druga fala czysto, 3 fala i dookoła było mnóstwo meduz – nie wiadomo skąd.  Udało się wybrnąć z kilkoma tylko poparzeniami – Lolek na dźwięk mojego okrzyku ( meduzy!) szybko mnie zgarnął(…)”

 

fot. Niby człowiek ostrożny, niby wie, niby tyle razy uciekł a jednak…

Sprawdzanie dna i kotwicy jest jak najbardziej słuszne. A że przygody się zdarzają – tak już jest. Na jachcie u Lolka i Magdy była nasza koleżanka-lekarz a Cios dostał odpowiednie leki. Dwa dni później, kiedy skończyły się leki ( lekarz Ania poleciała w sobotę do PL) a oparzenia wyglądały jak od przypalania żelazkiem, na całym ciele pojawiła się swędząca wysypka – co było chyba najbardziej wkurzające.

Niby nic takiego a szczypie… co robić a czego nie robić po oparzeniu przeczytacie tutaj. Sikanie na oparzone miejsca to nie jest dobre rozwiązanie – ufam radom mądrzejszych (cios) 😀

Po zjedzeniu posiłku, odwiezieniu części ekip na ląd – zarzucamy zestaw spławikowy na małą rybkę. Po 30 minutach udaje się taką złapać (ok 20cm) – jej przeznaczeniem jest zostać przynętą na dużą rybkę.

fot. korba od kabestanu musi być!

Rozkołys towarzyszy nam cały czas, z tendencją do słabnięcia po godzinie 2100.  O 2205 nastąpiło branie – żyłka z hamulca schodziła ok. 30s. Po zacięciu nastąpił ok 7 minutowy hol. Ryba wzięła na trupka; już przy samej rufie, kiedy wyłożyła się na boku, zanurkowała jeszcze raz – kotwiczka się rozgięła i tyle ją widzieliśmy. Żadne wyraźne branie już nie nastąpiło tej nocy.

Piątek 18.10.2019

Droga powrotna

Po śniadaniu ruszamy w stronę Palma de Mallorca. Pogoda i wiatr są ok. Może wieje trochę za bardzo w 'dzioba’ i kawałek podciągamy się na silniku (ok 40min). Wysmarowani kremami do opalania, na pełnych żaglach powoli kończymy kolejną przygodę.

W firmie Latitud Cero, przy rozpoczęciu czarteru otrzymujemy instrukcje odnośnie powrotu. Przed stacją paliw  w Palma de Mallorca, mamy się zgłosić tele lub na what’s upp-ie; na zakończenie rejsu w ogóle niczym nie trzeba się martwić – obsługa, po zatankowaniu na stacji paliw, przypływa do nas dingholem – wchodzą i przejmują jachty – na czas sprawdzenia żagli a później parkują je w marinie. Wszystko przebiega szybko i sprawnie. Może to trochę dziwne uczucie, po tylu latach, jak ktoś za was wszystko robi ale z drugiej strony – czemu nie – taka jest polityka firmy i przecież od tego są wakacje!

Dziękujemy w imieniu Magdy, Lolka i Ciosa wszystkim uczestnikom rejsu Orki z Majorki 2019 za ten rejs!

Zdjęcia dzięki uprzejmości kol. Jakuba, Ciosa, Lolka i Danusi (te najlepsze ujęcia to Kuba albo Danusia :D).

Tutaj na koniec jeszcze kilka fot z naszego rejsu od Kuby:

 

 

 

#wbijajcienamorze